sobota, 18 sierpnia 2012

brulion z 11.08.2012

Poprzez melodyjny stukot deszczu przebijają się supełki myśli. Szarym korowodem wypełzają z głowy i oplatają najciemniejsze zakamarki pokoju. Wzlatują do sufitu i niczym samoloty na pokazie lotniczym zataczają piruety przed moim nosem. Pragną pokazać jak bardzo jestem od nich zależna. Jak bardzo nie mam nań wpływu. Przemykają, wyślizgują się z dłoni którymi usilnie staram się złapać by zgnieść je, spopielić, wyrzucić do kosza. Daremnie.
 
Niepokój wzrasta we mnie z każdym momentem, gdy nie ma przy mnie mojej ostoi. Oazy spokoju. Mojego akumulatora. Bezpiecznego zakątka. Tak ciężko ustać, gdy nie posiada się pod stopami stabilnego podłoża. Raczkuję z lękiem. Mimo okularów jak ślepiec wyciągam dłonie, a i tak wciąż obijam się o przedmioty. W swej zaradności, wciąż jestem tak bardzo nieporadna... bez Ciebie.

Wciąż rozpatruję w głowie siłę Twojej szczerości. Przepuszczam Cię przez dozownik z rozsądku. Odparowuję komplementy, odsączam substancje emocjonalne. Krystalizuję Cię i oglądam pod szkłem powiększającym. Tak bardzo pragnę "zanurzyć się w strumieniu Twojej świadomości". Zaufanie, a rozsądek. Nie mam pojęcia gdzie leży granica. Niebywale ciężko ją odnaleźć.

Wiesz, Kochanie. Obawiam się o nas. Obawiam się, po prostu się obawiam. Wybacz mi moją głupotę. Wybacz mi moje zwątpienia. Jednak, tak bardzo boję się ran kłutych. Boję.

Bądź mi ostoją, bądź mi bezpieczeństwem, bądź mi, bądź.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz